Sierpień 2020

Sierpień 2020

Zdrowie

Justyna Grzywaczewska

8 marca zorganizowaliśmy ostatni bieg przed pandemią. 8 sierpnia zorganizowaliśmy pierwszy bieg w trakcie pandemii. Ten 5-miesięczny okres był dla nas – organizatorów imprez sportowych - przedziwny. Ten „covidowy” bieg też był specyficzny. Mimo to, Chudy Wawrzyniec 2020 śmiało możemy uznać za udany, a krótki urlop, jaki sobie zafundowaliśmy po imprezie – za zasłużony.

W każdej sytuacji – czy to w życiu, prywatnym, czy zawodowym, zawsze staram się widzieć dobre strony. I tak jest także teraz, kiedy zawodowo mamy związane ręce. Wiem - wiele osób w taki sposób mówi i pisze o czasach pandemii, ale to naprawdę jedyne wyjście. Załamywanie rąk, marudzenie i ciągłe narzekanie nie poprawią naszej sytuacji, a w zasadzie tylko ją pogorszą.

Nowe doświadczenie nr 1: odwoływanie biegów

W maju zdecydowaliśmy, że musimy zrezygnować z organizacji imprez, co do których jest duże ryzyko, że będą zablokowane przez rządowe obostrzenia i których ewentualna organizacja na 100% przyniosłaby straty. Nie mogliśmy sobie na to pozwolić. Na pewno nie w tak niepewnym okresie.

Tym samym odwołaliśmy lipcowe tournée po Polsce – CITY TRAIL onTour i ultramaraton w Trójmiejskim Parku Krajobrazowym - TriCity Trail. Oba wydarzenia odbyły się w wersji wirtualnej, która de facto kosztowała nas sporo pracy i zainwestowania w nowe funkcjonalności naszego panelu zapisów (aby biegacze mogli dodawać swoje wyniki i potwierdzenia biegów w postaci zdjęć, czy innych plików).

Nowe doświadczenie nr 2: organizacja biegu ultra w czasie pandemii

Z drugiej strony już w maju wiedzieliśmy, że „za wszelką cenę” zrobimy Chudego Wawrzyńca. To impreza, której organizacją zajęliśmy się w 2019 roku, w którą zainwestowaliśmy sześciocyfrową kwotę i w której potencjał głęboko wierzymy.

Esencja biegania w górach

Jesteśmy zżyci z Chudym od 2012 roku, czyli od pierwszej edycji, organizowanej przez Krzyśka Dołęgowskiego, Magdę Ostrowską i resztę ekipy napieraj.pl. To Krzysiek i Magda pokazali mi Beskidy. To oni zarazili mnie miłością do biegania w górach. To Krzysiek przeciągnął mnie po wielu rympałach, po których blizny na udach miałach przez kilka lat. To Magda zdradziła mi ważną zasadę dotyczącą biegania w górach, która brzmiała mniej więcej tak: „Wyznaczaj sobie małe cele, np. biegnę do tego dużego drzewa po lewej, potem na chwilę przejdę do marszu, odpocznę i ruszę dalej”.

Tak, Chudy to dla mnie esencja biegania w górach. Może nie ma przewyższeń, jak w Tatrach, ale są naprawdę syte podejścia. Może nie ma widoków, jak w Alpach, ale są przepiękne widoki na słowacką Małą Fatrę. Może nie ma ultra technicznych szlaków, ale teren jest tak urozmaicony, że na kilkunastu kilometrach możesz mieć wszystko – korzenie, kamienie, błoto. Taki właśnie jest Chudy. A jeśli dodamy sierpniową, beskidzką pogodę (czytaj: albo burze i ulewy, albo upał) i surowość imprezy (czytaj: mała liczba punktów odżywczych na trasie, srogie limity na najdłuższych dystansach) - mamy bieg idealny. W moim mniemaniu.

To nie jest bieg dla każdego. Nie został wymyślony po to, żeby mógł w nim pobiec każdy, kto wpadnie na taki pomysł na miesiąc przed imprezą. Stając o 4 nad ranem na starcie Chudego trzeba mieć mocne plecy i silną psychę, bo nawet trasa 50+ km, ze swoim limitem 16 godzin, dla każdego nie jest. Jeden punkt odżywczy - dopiero na 37. km trasy oznacza, że trzeba zabrać ze sobą sporo wody, czy innego napoju, no i coś do jedzenia.

Edycja 2020

Zrobiliśmy Chudego! Fakt, że możemy wypowiedzieć te słowa wiele dla nas znaczy. Dla mnie oznacza kilka miesięcy trudnych przygotowań, wiele stresu i niepewności, wreszcie piękne emocje i ciężką pracę na evencie (np. w weekend 7-9 sierpnia przepracowałam 53 godziny). Były łzy wzruszenia, kiedy nasz dobry znajomy - Kamil Leśniak (który przez 3 dni przed imprezą pomagał nam w jej organizacji) - wbiegał na metę jako zwycięzca Mistrzostw Polski w Biegu Górskim na Ultra Dystansie, które odbyły się w ramach Chudego na trasie 80+ km. Była wdzięczność za świetną ekipę, która realizuje każdy, nawet najdziwniejszy pomysł (jak np. własnoręczne robienie medali z kamieni). Była złość, kiedy słyszałam, że niektórzy zawodnicy z trasy 50+ przez pomyłkę polecieli na trasę towarzyszącej Chudemu Małej Rycerzowej. Była olbrzymia satysfakcja, kiedy już po zawodach czytałam komentarze, słuchałam pozytywnych opinii i przyjmowałam podziękowania od biegaczy.

Ucieczka od cywilizacji

Nie zdarza mi się często, że mam dosyć obecności drugiego człowieka. Owszem – zawsze lubię pójść sama (z Bangsem) na spacer do lasu, czy na trening, ale tym razem potrzebowałam czegoś więcej – ucieczki od cywilizacji, od rozmów, od odpowiadania na pytania, od ciągłego myślenia. Na dłużej niż kilka godzin.

Idealnym rozwiązaniem okazał się domek namiotowy na Podlasiu, nieopodal Suwałk. Domek, który stoi tuż za płotem domu artysty-rzeźbiarza – Wojtka. Stoi w lesie. 400 metrów od baśniowego jeziora z zieloną taflą. Toaleta i prysznic są w drewnianym domku, wybudowanym kilkadziesiąt metrów za namiotem, jeszcze głębiej w lesie.

O matko, jak tu jest cudownie! Dzięcioł, żurawie, świerszcze, krowy i konie. Drzewa. Gęsto rosnące drzewa! Cisza. Zapach świerków. Zapach wsi. Radość Bangsa, który spędza całe dnie na dworze. Piotrek na leżaku z książką. Bieganie. Jazda po przepięknej, pagórkowatej okolicy wypożyczoną, oldscoolową, czerwoną kolarzówką. Trzy mecze w badmingtona. Wegeteriańskie, pachnące kardamonem i cynamonem jedzenie. Hawajski masaż w stojącej na leśnej polanie stodole. Bose stopy. Kiepściutki zasięg. Wewnętrzny spokój. Wolna od pracy i ciągłych przemyśleń głowa.

Lepiej nie mogliśmy trafić.

Fot.: Piotr Książkiewicz, Tomek PawlickiPiotr Dymus, Piotr Oleszak